Forum Forum odchudzanie ! Strona Główna Forum odchudzanie !
Forum dla ludzi walczących z nadwagą :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Z pokonywania własnych słabości uczyniłem sens życia :)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum odchudzanie ! Strona Główna -> Dzienniki odchudzania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MisterCube
XXXXL



Dołączył: 22 Mar 2011
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Mazowsze

PostWysłany: Wto 21:41, 22 Mar 2011    Temat postu: Z pokonywania własnych słabości uczyniłem sens życia :)

188 kg

Po prostu. Sto osiemdziesiąt osiem. Taki pomiar zobaczyłem w niedawno na własne oczy kiedy stanąłem na przyrządzie pomiarowym, który trzeszczał i błagał o litość pod moimi stopami. W wadze, która ma zakres do 180 kg zabrakło dla mnie skali. W zwykłej sprzedaży takich z większą skalą nie ma. Dalej są tylko wagi przemysłowe a ważenia się na nich wolałbym uniknąć. Moja samoświadomość jest w tym momencie wystarczająco silna żeby stwierdzić, że to był ostatni raz kiedy zobaczę ten układ cyfr na własne oczy w odniesieniu do siebie samego. Kim jestem ?

Każdym, kto kiedykolwiek chociaż raz próbował się odchudzać. Wszystkimi razem i każdym z osobna. Konglomeratem problemów, nieudanych prób zrzucenia wagi, kompleksów. Wypadkową wszystkiego co sprawia, że nam się nie udaje. Uczuciem, które sprawia że zamykamy oczy stojąc przed lustrem i wstydem kiedy nie możemy znaleźć na siebie ubrań. Niemal 30letnim facetem nie mającym radości z życia. Osobą, która sama zrobiła z siebie karykaturę tego czym powinien być, która na własne życzenie stała się karykaturą człowieka.

Moje imie nie jest istotne.Istotny jest problem. Mój problem z otyłością. Olbrzymii problem z olbrzymią otyłością. Czy próbowałem się odchudzać ? Oczywiście...nawet nie zliczę ile razy. Moja ostatnia próba zakończyła się całkiem niedawno. Bywało różnie...od spadków prawie trzydziestokilogramowych zakończonych jojem tak efektownym jak filmy Michaela Baya aż po zawalenie diety dwa dni po jej rozpoczęciu. Można powiedzieć, że ostatnie sześć lat mojego życia to odchudzanie, czas przed odchudzaniem, w trakcie lub po odchudzaniu. Przerabiałem dietetyków, próbowałem (teoretycznego) podejścia do balonu żołądkowego, łykałem jakieś cudowne tabletki, które miały być cudownym lekiem na wszystko a okazywały się środkiem na wywołanie koncertowej sraczki. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej ? Dlatego, że do tej pory próbowałem leczyć ciało. A to nie ciało jest chore a głowa. Tym razem próbuję podejść do tematu z innej perspektywy. Stan do jakiego doprowadziłem swój własny organizm jest tylko efektem ubocznym tego w jakim stanie znajduje się moja psychika. I to ją spróbuję uleczyć. Nie wiem czy mi się uda, nie wiem czy za dwa miesiące nadal będę pisał w tym wątku ale wierzę, że tym razem będzie inaczej bo gdybym nie wierzył to nie byłoby sensu w ogóle zaczynać.

Poza tym jest jeszcze jeden powód, dla którego teraz musi być inaczej. Osiągnąłem absolutne dno i teraz mogę już lecieć tylko do góry. Wydawało mi się, że miałem wszystko.Nie tak dawno spojrzałem na siebie w lustrze...co zobaczyłem ? Zobaczyłem niespałna trzydziestoletniego faceta, który może tylko pomarzyć o kondycji jaką ma jego prawie 60letni ojciec. Gościa w opiętym na brzuchu t-shircie, koszuli której nie można nawet z przodu zapiąć a kiedyś miałem w niej totalny luz i w spodniach tak opiętych, że przy każdym siadaniu mogą po prostu pęknąć. Gościa który porusza się jak pingwin bo nie jest w stanie chodzić normalnie. Gościa którego nogi układają się w X bo kolana nie będąc w stanie udźwignąć takiej masy mają zmiany zwyrodnieniowe. Gościa, który swoją byłą kobietę poznał ważąc 120 kg, a dzisiaj jest sam między innymi przez stan do jakiego się doprowadził. Gościa, który ubiera się nie w to co lubi ale w to co znajdzie w swoim rozmiarze (a z dnia na dzieest tego coraz mniej). Gościa, którego pierwszym uczuciem kiedy wstaje z łożka jest ból stóp, które po nocnym odpoczynku nagle muszą dźwignąć prawie 200 kg. Długo możnaby wymieniać. Patrzyłem się tak w to lustro i aż go dotknąłem bo nie chciałem wierzyć w to co widzę. Miałem nadzieję, że obraz się rozmyje jak za tafla wody kiedy dotykam jej palcem i to co widzę zniknie. Nie zniknęło...

Poczułem wściekłość...gniew...poczułem jak płonę w środku, jak wstaję, jak rosnę w siłę...wiedziałem, że to jest przełom na który czekałem, którego potrzebowałem. Zobaczyłem siebie z pozycji osoby trzeciej, zobaczyłem siebie tak jak widzą mnie inni. Ludzie w pracy, w sklepie, w klubie...zobaczyłem siebie ich oczami. Nie zrozumcie mnie źle...ja nie żyłem w błogiej nieświadomości...wiedziałem jak wyglądam, codziennie biorę prysznic i widzę się przed lustrem ale mimo wszystko to było jakieś takie intymne, miałem wrażenie, że takiego nikt mnie nie zna a ubrania maskują sporo. Niestety...nie maskują nic. Przynajmniej nie te, którymi dysponuję.

Postanowiłem się odchudzać. Na poważnie. Z całych sił. Wybuchłem. Ogień był mocny ale trwał krótko. Wybuchł i zgasł bardzo szybko. Jak zapałka. Wtedy jeszcze nie docierało do mnie, że muszę być świecą a nie zapałką. A potem przyszła pierwsza próba. Turbulencje.

Rozstałem się ze swoją kobietą. A dokładnie mówiąc ona rozstała się ze mną. Po niemal czterech latach znajomości, trzech latach bycia razem i dwóch latach wspólnego mieszkania po prostu spakowała się i odeszła. Boli. Niby człowiek gdzieś tam podświadomie zawsze jest przygotowany na takie rzeczy (mówię o ludziach z doświadczeniami, nie o młodych chłopakach czy dziewczynach idealizujących miłość), kiedy jednak do tego dochodzi to najczęściej przecieramy oczy ze zdumienia i nie chcemy w to wierzyć. Tak było ze mną. Wróciłem z pracy. Jej nie było. Ubyło trochę ciuchów, kosmetyków...na stole leżał list. Przeczytałem...raz, drugi, trzeci, piąty, dwudziesty. Mimo, że rozumiałem sens słów i zdań sama treść do mnie nie docierała. Surrealizm. Miałem ochotę skulić się w kłębek i płakać a jednocześnie bić pięściami w ścianę i rzucać talerzami. W sumie to jestem jej wdzięczny, że zrobiła to w ten sposób, że dała mi list i pozwoliła go przeczytać i poukładać sobie pewne rzeczy w głowie. Gdyby nie to, gdyby powiedziała mi to wprost pewnie skończyło by się pełną emocji, dramatyzmu i żenady sceną ala Moda na Sukces. Tak przynajmniej zachowałem twarz.

Czy mam do niej żal, że to zrobiła? Podskórnie i podświadomie pewnie tak. Nawet nie tyle o sam fakt zerwania co o moment, w którym to zrobiła. Moment kiedy wstawałem z kolan, podniosiłem się, zaczynałem łapać wiatr w żagle. Otworzyłem się, zacząłem pisać bloga, wstawałem i kładłem się z taką myślą, że teraz już wszystko będzie dobrze, z dnia na dzień lepiej. W takiej chwili taka wiadomość musiała zadziałać demotywująco. To trochę boli...tylko czy jeżeli zrobiłaby to za miesiąc to było lepiej ? Wątpie...kto wie czy nie byłoby gorzej. O sam fakt zostawienia kogoś takiego jak ja nawet żalu nie mam. Nawet to rozumiem. Czy miała powód, żeby to zrobić? Pewnie...niejeden. Już sam fakt, że kiedy zaczynaliśmy być razem ważyłem 124 kg a w dniu zerwania 177 kg jest powodem. I to nie błahym. Ktoś powie, że jak człowiek kocha to nie powinien zwracać uwagi na takie rzeczy i powinien trwać w takim związku. Bullshit ! Niech sobie każdy odpowie szczerze. Co by było gdyby mój partner przytył 50 kg. Czy naprawdę by mnie to nie obeszło i trwałbym dalej bez mrugnięcia okiem? Myślę, że procent ludzi, których by to nie obeszło jest bliski przedziałowi od jeden do pięć procent. Oczywiście nie mówię tutaj o sytuacji kiedy z takiego powodu zostawia się partnera. Mówię tu o sytuacji, że taka zmiana w bliskiej nam osobie nie robi na nas żadnego wrażenia. Nie wierzę, że są tacy ludzie. Ja policzyłem, że gdyby zachować analogię to moja ex-dziewczyna musiałaby przytyć od 68 kg, które waży do 129 kg żeby mieć taki skok BMI jak ja. Powiem Wam szczerze, że mimo mojej wyobraźni nie jestem w stanie zwizualizować sobie sytuacji, że podoba mi się w tym nowym wcieleniu. Nie będzie więc wybielania. Nie będzie użalania się nad sobą, zakłamywania rzeczywistości i szukania winnych wszędzie tylko nie na własnym podwórku.Trzeba mieć odwagę rozliczyć się ze samym sobą więc musi być maksymalna szczerość. Trzeba sobie powiedzieć otwarcie...zostawiła cię bo byłeś dupa, nie facet. To już nawet nie o nadwagę chodzi ale o to, że pod wieloma względami ta nadwaga przekładała się na wszystkie inne aspekty życia. Wiecznie zmęczony, wiecznie śpiący, niesprawny, najchętniej siedzący w domu, niemający siły i ochoty na spotkania towarzyskie, aktywność, seks. Znacie kogoś kto byłby szczęsliwy mając takiego faceta? Szczerze wątpie. Dlatego nie mam prawa mieć żalu o to co się stało. Owszem, przebudziłem się, odrodziłem i zrozumiałem swoje błedy. Teraz próbuję je naprawić. Teraz już jednak jest za późno...czekałem zbyt długo, teraz już nie ma co ratować. I chyba nawet nie chcę. Nie potrafiłbym ponownie zaufać, ponownie uwierzyć. Nawet w tekście przysięgi małżeńskiej jest powiedziane jasno…w zdrowiu i chorobie, w szczęściu i nieszczęściu. Ja jestem chory i potrzebowałem pomocy. Wyszło jak wyszło. I tak się zastanawiam…co teraz…uda mi się schudnąć, bylibyśmy razem a gdyby tfu tfu, trafiło się jojo to co…znowu mnie zostawi ? To by mnie zabiło po prostu…dlatego trzeba zamknąć za sobą te drzwi i szukać nowej ścieżki.

Zanim to zrozumiałem, zanim poukładałem sobie to wszystko uciekłem w imprezy. Alkohol, balety do rana, od rana alkohol. I tak w kółko. Mało jadłem, dużo piłem. Przy moim obciążeniu skończyło się to w jedyny możliwy sposób w jaki mogło. Szpitalem. Po jednej z imprez zasłabłem i wylądowałem w szpitalu. Gruntowne badania, krew, mocz, cukier. Wszystko na granicach normy lub powyżej. Cukrzyca za rogiem. Przy okazji konsultacje z psychiatrą, którego diagnozy przybiły mnie dokumentnie. Zaburzenia odżywiania, niezdrowy stosunek emocjonalny do pożywienia, kompulsywne objadanie się. Stan nie poddany terapii może doprowadzić do bulimii. Dodatkowo pojawił mi się ból w dolnej części pleców. Miewałem już takie bóle, często po jakimś przetrenowaniu, przedźwiganiu…tym razem to było jednak coś innego. Ja się z tym bólem budziłem. Towarzyszył mi od otwarcia oczu rano do momentu kiedy zasypiałem. Każda sekunda mojego życia była przepełniona fizycznym bólem, którego powodem było to, że jestem gruby.

Rok 2010 mogę śmiało nazwać najgorszym rokiem w życiu. Wiele spraw się posypało, rozwalił mi się związek, musiałem zmienić mieszkanie, w pracy problem na problemie, śmierć bliskiej mi osoby no i waga ocierająca się o stan przystawionego do głowy pistoletu. Całe szczęście ten rok już się skończył...mamy nowy rok a wraz z nim nowe wyzwania, nowe plany i nowe cele. Oczywiście z magicznym dniem 31.12 i godziną 00.00 tak naprawdę niewiele się w moim życiu zmieniło ale sama świadomość takiego przełomu, grubej kreski i możliwości rozpoczęcia pewnego etapu na nowo dobrze mi robi na psychikę. Okres świąteczno-noworoczny jak bardzo łatwo się domyśleć bardzo daleki był od odpowiedniego trzymania diety.

Doooooooooość ! Koniec !

Wypadałoby tutaj napisać niecenzuralne słowo na pięć liter. Nie chcę tak żyć. Nie chcę zmarnować ani jednego dnia więcej. Nie chcę. Odciąłem się całkowicie od przeszłości. Pozamykałem wiele spraw, zmieniłem nawet mieszkanie bo zbyt kojarzyło mi się z okresem tycia i niespełnionego związku. Chcę żeby każdy kolejny dzień był lepszy niż poprzedni. Chcę każdego dnia oddychać głębiej i pełniej. Chcę żyć !!!

Cel ? Nigdy nie być więce w tym punkcie w jakim ostatnio. Nigdy !! To jest główny i podstawowy cel. Cel szczegółowy ? Powiedzmy, że na Euro w Polsce już mam być zrobiony hehe Smile Odnośnie planu co i jak dokładnie to będę o tym pisał na bieżąco. Ogólne założenia diety są proste, żeby nie powiedzieć banalne - MŻiRD czyli Mniej Żryj i Rusz Dupę. Tylko tyle i aż tyle. Jeżeli będe się tego trzymał to wystarczy, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że ja nie tyle chce być na diecie co nauczyć się jeść normalnie. A w momencie kiedy uda mi się tę cenną umiejętność posiąść to ciało samo się dostosuje. Korzystam również z pomocy psychologa, który pomału ale dosyć skutecznie nakierowywuje mnie na odpowiednie tory myślenia...zmienia moje myślenie z "bycia na diecie" na trwałą zmianę nawyków żywieniowych, której efektem będzie spadek wagi. Wczoraj zaczęła się wiosna. Świat budzi się do życia...myślę, że czas najwyższy żebym i ja się obudził Smile

Z pokonywania swoich słabości chcę uczynić cel w życiu. I tak ma kurna być !! Smile Zaczynam...i już się nie poddam...nigdy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum odchudzanie ! Strona Główna -> Dzienniki odchudzania
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
Regulamin